Młodzieńcze gesty (graficzne) / Szymon Bojko / 2010-11
Młodzieńcza sylwetka, szczupła niczym ciało tancerza, pociągła twarz pokryta rzadkim nie golonym zarostem. Wieńczy ją głowa bez jednego włosa. To rys rozpoznawalny w wielu rysunkowych autoportretach. Typ agnostyka. Może sceptyka. Dorzućmy inne cechy składające się na wizerunek artysty i wgląd w jego psyche. Niedbałość, raczej pozorna, o walory zewnętrzne. Rozpięta koszula, luźna marynarka, filuternie nałożony, skórzany kapelusik, latem kepi. Naturalne, zwinne obroty ciała, elastyczny chód jakby fruwał. Przyciszony głos, lekki uśmiech, łagodne spojrzenie (czytaj: zamyślenie) i skok w siebie, wpisują się w ten szkic.
Na fotografiach ze studentkami i studentami, wtapia się optycznie w tę grupę. Jest jednym z nich. Pozostaje nim, tożsamy latami, ba - dekadami. Myślenie i wyobraźnia młodzieńczo chłonna, wzbogacona znajomością języków obcych, lekturami, podróżami, kulturami, cywilizacjami. Europa, od Paryża do Skandynawii. Bliski Wschód, Daleki Wschód, Ameryka Północna, Ameryka Łacińska, Japonia, Chiny.
Czytaj dalej>>>
Intelektualne podróże w sferze początków i historii pisma. Hieroglify, pismo klinowe, kaligrafia arabska, pismo chińskie, japońskie. Manuskrypty. Piktogramy.
Wymieniłem gleby wizualne, którymi żywił się i nadal znajduje w nich bogate, ożywcze stymulacje, na podobieństwo drożdży, Mieczysław Wasilewski.
Inaczej niż jego Nauczyciel, profesor Henryk Tomaszewski. Różne pokolenia, dwa życiorysy rozdzielone historią i stylem życia. Spokrewnione wizualizacją przestrzeni znaków. Inne natomiast były źródła igraszki językowej. Tomaszewski czerpał garściami z soczystego leksykonu przedwojennej Warszawy. Powiedzonka, dowcipy, absurd, elokwencja „knajarstwa”, szemranego. Mieszał ją z jędrnym słownictwem bywalców kawiarń, kabaretów i teatrzyków. Wiele z jego słownych uproszczeń, aluzji, przezabawnych i karkołomnych przeinaczeń weszły na stałe do języka ówczesnych elit. Zachód potrafił je odczytać bez czytania. W tym świecie, graficy i teoretycy komunikacji, zwali go „wizualnym lingwistą”. Na przekór legendzie, profesor Tomaszewski nie znał żadnego języka obcego.
Wasilewski, asystent „Henia”, po powrocie z dłuższego pobytu w Paryżu, gdzie poznał graficzne metier w warunkach rynkowych, wniósł innego ducha do pracowni. Opanowanie języków, przyciągnęło do Akademii warszawskiej wielu studentów z Francji, Norwegii, Finlandii, Słowenii, Czechosłowacji nawet Japonii.
Pracownie Plakatu prof. Tomaszewskiego i prof. Mroszczaka znalazły się w czołówce międzynarodowej. Młodzieńczy Mieczysław we własnej twórczości i w pracy ze studentami dał upust strukturze racjonalnego umysłu. Szukał zwięzłej, mniej opisowej poetyki, dającej się przełożyć na czytelne imago. Skorzystał naturalnie z modelu intelektualnego: fraszka, kalambur, żart myślowy, koncept, cytata. Idąc tym tropem znalazł go w utworach popularnego wówczas, S. J. Leca, autora Myśli nieuczesanych i in. „Wystarczy słowo, reszta jest gadaniem” – mawiał satyryk. Zapytany dlaczego pisze krótkie fraszki, Lec miał gotową odpowiedź, „bo słów mi brak”.
Wasilewskiemu także nie brakowało pomysłów ze słowami i bez słów. Niechaj przykładem będzie plakat „To be war not to be?” (1975), świadczący o inteligencji typograficznej w operacji czysto wizualnej i treściowej.
Inny plakat, do filmu „Nietykalny” czarno-biały, uwypukla z kolei, przenikliwe drążenie tematu za pomocą właściwej formy – „nietykalny, czyli najeżony kolcami”. Zwrócił na to uwagę, bystry student w pracowni, Mateusz Rakowicz. Co krok napotykamy na znakomite przykłady intelektualno-wizualnych procedur, pomysłów młodzieńczego artysty i nauczyciela.Wszelako, rysunek w wielu postaciach jest, był i nadal pozostaje najsilniejszą, autorską cechą grafiki Wasilewskiego. Pędzel podniesiony do obszaru komunikacji. W czarno-białym, „pędzlowatym” narzędziu, czuje się swojsko. Pędzle miękkie, cieniutkie, twarde jak szczotki, z ostrym stożkiem, rozczepione, starte, bądź uschnięte. Z tego Uniwersum wyłaniają się linie, smugi, plamy i plamki. Krajobraz igrających kleksów i pętli. Płaskie, obłe, zderzone z formą geometryczną, kwadratem, krzywizną bądź kołem. Zamaszyste w zamyśle eksponują energię. Każdy zrealizowany projekt, poprzedzają niezliczone warianty. Bezlitośnie je wyrzucał lub niszczył. Repertuar ograniczony jak w muzyce minimal John Cage’a. i Philipa Glassa.
Można by artyście wytknąć nadużywanie formy powtarzalnej, albo świadomym zubożeniem autorskiej palety. Cnota powściągliwości, czy też wyczerpanie się pomysłów? Jedno i drugie. Wszelako duch młodzieńczy latami daje o sobie znać, o czym świadczą plakaty ( „Toulouse Lautrec”, „Nietykalni”, „Tymczasowy raj” i wiele innych), okładki dla miesięcznika „Problemy”, liczne okładki książkowe, ilustracje i logo-gramy. Dorobek zasługujący od dawna na przyzwoitą monografię. Uczynili to Chińczycy. No comments.
Wasilewski pedagog 1971-1985, lata późniejsze...2010 etc.
Mieczysław Wasilewski, kontynuator dzieła spontanicznego „Henia”, dał się poznać jako nauczyciel samodzielny. Stworzył własne metody przyswojenia studentom, języka grafiki komunikacyjnej, uzależnionej jak nigdy dotąd, od zmian w technologii. Umiejętnie połączył zalety graficzne „wczoraj”, zwane „polską szkołą plakatu”, z wiedzą oraz zastosowaniem cywilizacji cyfrowej.
Wgląd w jego metody dydaktyczne daje publikacja dwujęzyczna, anglo-chińska, zrealizowana w Chinach (2004). z inicjatywy chińskich autorów i wydawcy „China Youth, Press”. Wyróżnia się ona „innością” zamysłu i autorskim opracowaniem lay-out-u.. Książkę czyta się i ogląda na „dwa” otwarcia – sposób odczytania. Jest przykładem zaczynu, przenikania kultury chińskiej i kraju nad Wisłą.
Otwierają ją słowa Mistrza, Henryka Tomaszewskiego: Profesor Mieczysław Wasilewski – gra na flecie i okarynie w międzynarodowej orkiestrze artystów grafików. Zaś Danuta Wróblewska w zwięzłym komentarzu uchwyciła esencję dzieła Wasilewskiego, jako laboratorium inteligentnego myślenia. Natomiast wpis do książki jego rówieśnika, artysty-grafika, Wiesława Rosochy, brzmi żartobliwie w formie dytyrambu. Oto fragment: „Warto z nim chodzić na skróty./ Ręka wyposażona w głowicę.../ Wbrew pozorom nie dzieli świata na czarny i biały./ Nieustannie sprawdza / nasze oko i inteligencję. / Ostatnie rysowa- nie / to jak przegląd / pięknych bramek / strzelonych główką / ORKIESTRA TUSZ!”. Nareszcie, ktoś znający się na rzeczy w materii żartu, dokonał „odkrycia”.
Szanowny Profesor, nosiciel rozumu i rozsądku, niczym siewca, pobudza dla żartu, również żywioły śmiechu. Ileż to odcieni osobowościowych tkwi w jednym ciele!
W tym miejscu wypada uzupełnić ową osobowość. cechą dociekliwości poznawczej, bliską kulturze ludów dalekowschodnich. Zajęcia z liternictwa czyli „mariaż litery z obrazem” prowadził zaledwie przez jeden rok i to w zastępstwie innego pedagoga. Jednak zapisały się one w pamięci dwóch studentów, dziś osoby o znacznym dorobku twórczym, Dariusz Bryl i Robert Manowski. Zapytani, jednym głosem przywołali sytuację sprzed 20 lat „na tych zajęciach praktykowaliśmy pisanie patykiem” i dodajmy, podobnymi krypto-narzędziami z innych cywilizacji. Aż dziw, Dariusz, z otwartą głową na świat zewnętrzny, zapamiętał ten rys charakteru prof. Mieczysława Wasilewskiego - osoba powściągliwa, rzadka dziś rysa charakteru, rzekł.
Esencja pracy pedagoga w obliczu światowej globalizacji, stwierdził Wasilewski w wywiadzie - polega na znalezieniu rozsądnej równowagi między tradycją i nową techniką. Sądząc z karier życiowych jego absolwentów, metoda ta zdała egzamin. Przeglądając strony w drugiej części publikacji pod tytułem „Studenci”, wchodzimy na szlak myślenia studentów, dyplomantów jego pracowni. Przeważają indywidualności zwiastujące bogactwo warsztatu, mozaikę rozwiązań, propozycji i języków komunikacji publicznej. Do nich zaliczyłbym przede wszystkim Agatę Bogacką, Katarzynę Stanny, Anetę Szeweluk, Marcina Władykę, Mateusza Rakowicza i Japonkę Ola Ubukata.
Z rozmów i spotkań z nimi, wyłania się obraz pokolenia, niezmiernie budujący, wartościowy dla socjologa, czy wręcz, kulturoznawcy.
Dla obserwatora tego obszaru kultury, świadomość, że studia i prace dyplomowe z grafiki projektowej, pozwoliły znacznie poszerzyć pole działania, kolejnemu pokoleniu, jest źródłem niekłamanego podziwu dla pedagoga – mędrca powściągliwego. Nie powtarzają swoich pedagogów, stosunkowo szybko zdołali rozpoznać własne możliwości. Od wyszukanych form rysunku, kreacji fotograficznej, autorskiej reklamy, animacji, do samodzielnej opcji malarskiej, warsztatu filmowego i skomplikowanych technologii reprodukcyjnych. Zjawisko o którym mowa, nazwałbym wspinaniem do samodzielności. Młodzi dość sprawnie budują własną drogę, rozpoznawalną i poszukiwaną na rynku autorskich „gwiazd”. Działają indywidualnie, niekiedy tworzą autorskie grupy na podobieństwo przedwojennego i sławnego Levitt-Him.
Agata Bogacka, otwiera wybraną przeze mnie i Profesora, panoramę „gwiazd”, sygnalizującą talenty już zaistniałe w obiegu publicznym, włączając Internet. Agata prezentuje auto-refleksję nad atutami i relacjami w sferze gender. Jej seria obrazów „Ja krwawię”, będąca celnym ciosem wymierzonym w zadufaną męską połówkę, narobiła wiele szumu w świecie młodej sztuki. Wnikliwi krytycy, łowcy nowych twarzy, dobierali się do klucza odważnego ataku. Był to elegancki popis plastycznej narracji, kwestionujący męski stereotyp płci. Został osiągnięty dzięki plakatowej zwięzłości, skrótu, opanowanego w pracowni Profesora. W chińskiej publikacji, jej prace dla reklamy wręcz przykuwają wzrok Wzorzec nowoczesnego anonsu. Zapowiedź dużych zarobków w światowej reklamie. Wybrała trudniejszą drogę. Poznałem Agatę na zakręcie kariery. Porzuciła graficzne zaloty, dla niepewnej malarskiej podróży, za to odnajduje w niej siebie, czyli głębie i nowe myślowe podniety. Może być przykładem współczesnej młodej kobiety, kierującej się ideałami wyniesionymi z rodziny o nazwiskach zapisanych na trwale w skarbnicy polskiej kultury.
Katarzyna Stanny, córka wybitnego grafika Janusza Stanny, ukształtowana od dzieciństwa w klimacie sztuki, znalazła dla jej licznych talentów plastycznych i pedagogicznych, „niszę” w fotografii i grafice warsztatowej. Rosław Szaybo prof. ASP u którego pełni stanowisko asystentki – doktorantki (w międzyczasie, uzyskała tytuł doktora sztuki na polu fotografii ) , napisał krótko po jej wystawie grafik „Owady” : Kasia stała się ważką – myślę, że zawsze będzie motylem. Jej ojciec analizując prace córki w ilustracjach i biżuterii, zwrócił uwagę na „dalekie echa sztychów” w nich. Natomiast praca Katarzyny (dyplom) zamieszczona w chińskiej publikacji, na stronach rozkładowych „natura – kultura” jest podwójnym majstersztykiem – radość dla oka i uznanie dla fotograficznej kompetencji. Raz jeszcze przywołam jej Patrona z Grupy Historycznej ASP, Rosława Szaybo – Kasia Stanny znajduje się w grupie Udaczników (tych, którym się udało, z ros.). Energia, rozmach aktywności równolegle z artystyczną, również intelektualną, badawczą związanej ze sprawnością sportową, składają się na wizerunek młodości chłonnej i pracowitej.
Aneta Szeweluk. Jedno niezapomniane spotkanie, po którym poczułem wyższy stan emocji. Jej praca dyplomowa wyróżnia się czymś nieuchwytnym, co kojarzy się z muzyczną wibracją strun. Zapis świadomie „barbarzyński”. Osiąga go dzięki czarno-białej, rysunkowej dramaturgii, ekspresyjnej, niekiedy lirycznej i położonej znienacka, zbrudzonej plamie koloru. Aneta uwodzi cienką linią i „rozczochraną” literą na białym płótnie. Wypracowała sobie podłoże rysunku – płyn z kawy, herbaty, farba akrylowa wielokrotnie odbijana (?), płótno ze śladami przyprasowania żelazkiem. Korekty Profesora opisane z wzruszającymi szczegółami, mówią o dialogu - nauczyciel/ studentka - we wspólnej przygodzie, radości odkrywania i lubowania się formą.. Razem - „dopieszczaliśmy każdą kreskę...namaszczaliśmy ją (okładkę). Na wyniki jej studiów złożyli się inni wykładowcy uczelni, wśród nich, prof. Janusz Przybylski (rysunek) oraz Paweł Nowak. Zainteresowany dalszymi losami zawodowymi Anety, dowiedziałem się, że osiągnęła pozycję art director w poważnej Agencji reklamy w stolicy. Była zawiedziona klimatem wyborów wartości panujących w tym środowisku. Oznaczał dla niej skok z nieustannej sublimacji języka grafiki w pracowniach ASP, do miałkości i trywialnej reklamy, na co dzień w Agencji, był i pozostał dla niej bolesny. W świecie kadry kierowniczej i zleceniodawców nie liczy się wiedza i oceny dyrektora artystycznego. Podzieliłem się z Anetą z własnym doświadczeniem z lat 70. w Nowym Jorku, gdzie obracałem się w kręgu grafików dizajnerów, światowych firm i agencji reklamy Wymieniłem przykładowo Push Pin Studio i wybitnych typografów z U&lc (Upper and Lower case). Zastanawiająca różnica jakościowa. Na tym tle, art director na rynku polskim, jest jeno echem stanowiska, autorytetu, liczącego się w rozwiniętych krajach Zachodu. Do kampanii promocyjnych z reguły angażuje się twórców „z nazwiskiem” względnie uznane agencje. Reklama firm poczynając od logotypu, należy do obszaru kultury publicznej i jest ramieniem sztuki. Sukces Romana Cieślewicza w Paryżu, przekładał się na sukces m.in. Galeries Lafayette czy firmy M.A.F.I.A.
Marcin Władyka, asystent Profesora, wzbogacił nieco portret osobowy Wasilewskiego. Marcin, postawny mężczyzna tryskający energią, rozmowny, założyciel i właściciel Studia Headmade w Warszawie. To człowiek sukcesu, jako artysta i nowoczesny manager. Wkrótce zdobył uznanie, o czym mogą świadczyć nagrody w konkursach, wystawy, praca pedagoga w uczelniach i staże zagranicą*). Praca nad doktoratem, daje wyobrażenie o tempie i rezerwach w życiowych gonitwach 35-latka. Świat stoi otworem, przed nim i ambitnym zespołem, którym kieruje. Twierdzi, że wybrał właśnie tę pracownię, bowiem w oczach studentów jego rocznika cieszyła się opinią – „ostatnia, która zaspokaja ambicje - być artystą!”. Rozwinął owe krążące hasło, myśl - aspiracje młodzieńcze, przygoda intelektualna, wszechstronny rozwój. Zdobyć nazwisko. Wasilewski był dla studentów partnerem, z nim się prowadziło dialog, rozmawiało. Korekty trwały długo Student musiał przynieść poprzednie propozycje i udowodnić, że jest istotą myślącą. W procesie korekty następowała, nie rzadko, przebudowa zamysłu. Uczył spojrzeć krytycznie, na nowo, co sam zaprojektował. Nazywano taki ruch „nakłuciem balonika”. Wasilewski w takich sytuacjach zniewalał młodzież swoistą młodzieńczością, jakby chciał udowodnić, że ich myślenie kostnieje. Zachęcał do energetycznej postawy – nawet „mizerne pomysły, barachło (ros.), wyciągnąć i przerobić”. Potrafił odnaleźć atuty studenta. Władyka uczył się od Mistrza, w roli asystenta dawał sygnały niezależności, co uwypuklało jego walory pedagogiczne. Jednak w pamięci studentów, prawie nic się nie utrwaliło, ani zaiskrzyło. Nie wykluczone, że Marcin-asystent miał pod swoją opieką inne osoby.
Mateusz Rakowicz, po ukończeniu studiów w ASP w 2001.zajął się tym do czego miał ochotę. Zanurzył się w filmowej produkcji, ceniony jako biegły rysownik z wyobraźnią. Natomiast jego praca dyplomowa, wyraźnie odmienna w pomyśle i realizacji, zasługuje na omówienie. Jak żadna inna, wymagała serii plakatów i dotyczyła społecznej empatii – losu ludzi w ówczesnym, powojennym świecie. U początku narodzin idei plastycznej było „słowo”, które w różnych kontekstach, krążyło wśród najbliższych mu osób. Brzmiało ono wieloznacznie i smutno - uchodźcy, „refugee”. Wkrótce dowiedział się o ich losach. Poznał ludzi o wysokich walorach etycznych, oddani sprawie niesienia pomocy tym, którzy zmuszeni byli do szukania miejsca dla siebie i swoich rodzin. Wśród nich niezwykła osobowość Janiny Ochojskiej, a wokół niej osobistości z Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH, w ramach międzynarodowej UNHCR) oraz Ania Blumsztajn i jej Matka. To wszystko sprawiło, że młody i wrażliwy na zło, projektant-grafik , postanowił temat „rozpisać na głosy”. Każde przymusowe uchodźstwo zostało foto-graficznie zainscenizowane. Spinał je tytuł „Z kraju do kraju”. Doktor medycyny z Afganistanu- kelner. itp. Plakaty zaopatrzone w znaczek UNHCR, wydrukowane zostały w nakładzie 2000 egz. Rzadki przykład wczesnego sukcesu.
Także dalszy rozwój tożsamości artystycznej Mateusza jest pełen dynamiki, jak ruch w klatce filmowej. Zagospodarował, istotny, acz praktycznie nieobecny u nas, segment w procesie powstawania scenariusza filmowego. Chodzi o scenariusz wizualny, storyboard- scenorys - kino rysowane, wywodzące się od Meliesa i Lumiere. Zdołał opanować tę dyscyplinę do tego stopnia, że uważano go za partnera dla scenarzysty, ale Mateusz uczynił „skok w bok” bowiem jego partnerami stali się sami reżyserzy*). Robił krótkie filmy w których odnaleźć można pazur reżysera. Gorzej z mało ambitnym rysunkiem narracyjnym, czego chyba jest świadom. Czyżby do tego raczej zamkniętego środowiska nie dotarła sztuka Saul Bass’a dla filmu fabularnego? Zignorowano jego filozofię, że czołówka do filmu „musi być piękna” i może sięgnąć po laury, na równi z samym filmem. Takim imperatywem kierowali się polscy nowatorzy filmu animowanego Jan Lenica i Walerian Borowczyk. Po nich graficzne, pomysłowe rozwiązania czołówki umarły. Nic nie wskazuje na to, że się odrodzą. Zapanowało byle co. Mój apel kieruję do Młodzieńców, Wasilewskiego, Szaybo Dudzińskiego i in.
Nie wykrusza się, nie, pokolenie entuzjastów, marzycieli, wizjonerów, zapatrzonych w ideały piękna awangardy drugiej połowy 20 wieku. Nadal tkwią i przekazują autentycznym młodzieńcom, młodzieńcze gesty (graficzne)
Nowy krajobraz XXI wieku, jego zarysy otwierają Nowe Horyzonty, nic się nie kończy...... hic transit gloria mundi.
Zwiń
Young Graphical Gesture / Szymon Bojko
Youthful figure, the sylphlike body of a dancer, long unshaven face... Unmistakeable trait, found in many drawings of him. An agnostic? A sceptic, perhaps? Let's add other qualities determining the image of an artist and his psyche. Pretended lack of concern about his appearance: an unbuttoned shirt, loose a jacket, a leather hat, or a képi in summertime, frivolously sitting on his head. Spontaneous, agile body movements, light-footed walk, like he were flying. Subdued voice, illusory smile, candid sight (i.e. meditation), and an inward jump, subscribe to this sketchy image. Pictured with the students, he blends into the group.
He remains unchanged, one of them, throughout years, even decades. His thought and imagination – youthfully absorbing, enriched by the knowledge of foreign languages, lectures, travels, interaction with other civilizations. Europe – from Paris to Scandinavia. Middle East, Far East, North America, Latin America, Japan, China. Travels of intellect through the history of writing and to its very end; or its beginning. Hieroglyphs, cuneiform writing, Arab calligraphy, Chinese and Japanese script. Manuscripts. Pictographs. These were the soils from which he nurtured his imagination.
More>>>
And he still does. Mieczysław Wasilewski.
He was entirely unlike his teacher, Henryk Tomaszewski. Two lifespans divided by the history and the lifestyle. Bound by the capability to visualise the language.
Sources of their language play were different though. Tomaszewski extensively used a peculiar parlance of pre-war Warsaw: sayings, jokes, pure-nonsense and common sense of Warsaw's folk. He blended all this with saucy vernacular of coffee-houses' regulars, brought in from playhouses and cabarets. Many of his sayings, bon-mots, funny paradoxes became part of the language of the elites of his times. The West understood them without reading. Other artists and communication theoreticians called him a visual linguist. Professor Tomaszewski didn't know any foreign language.
Wasilewski, „Henio's” assistant, back from Paris, where he has become familiar with commercial side of the graphic métier, brought in a different spirit to the atelier, what attracted many students from France, Norway, Finland, Slovenia, Czechoslovakia, even from Japan. Tomaszewski's and Mroszczak's workshops became the internationally acknowledged spearhead.
Young Mieczysław allowed for rational motivations in his art as well as in his work with students. He sought a concise, less descriptive poetics, which could be translated into a readable imago. He benefited from an intellectual model: a joke, a bon-mot, a paradox, and epigram, a quotation. Following this trail he came across the works of Lec, a popular satirical writer of the day, the author of Uncombed thoughts. „One word is enough – more than one is just a garrulity” - Lec used to say. Asked why he wrote so short epigrams he answered „Because I am short of words”.
But Wasilewski wasn't short of concepts, either with words or without them. Let the poster To be war(or) not to be? (1975) prove his typographic acumen in purely visual and textual operations. The movie poster Untouchables endorses his insightful analysis of the subject and its rendition through its graphic form - „untouchable i.e. impossible to touch i.e. spiky.” Excellent examples of young artist's and teacher's intellectual and visual concepts can be found everywhere.
And yet, different forms of drawings have always been Wasilewski's trade mark. A brush in service of communication. Soft brushes, thin brushes, brushes-hard-like-brooms, pointed brushes, frayed brushes, worn off brushes. Lines, streaks, marks and dots.
A landscape of playful blotches and loops; flat or oblong, juxtaposed with geometrical form: a square, a curve or a circle; bold – supposed to represent energy. Each completed project was preceded by innumerable variants. The author mercilessly destroyed or threw them away. A repertoire as limited as in minimalist music of John Cage or Philip Glass. One could reproach that the artist either used the form excessively or abated his palette. A virtue of modesty or an exhaustion of concepts? Both. Nevertheless his youthful spirit speaks for itself, what prove his posters (“Toulouse-Lautrec”, “Untouchables”, “Temporal Paradise”), covers of the monthly “Problemy”, numerous book-covers, illustrations and logo-grams. An achievement deserving an extensive monograph. The Chinese produced the only one to date. No comment...
Mieczysław Wasilewski, the follower of the spontaneous “Henio's” path, showed himself an independent teacher. He established his own method to initiate students to the language of graphic art, which through years has become more and more dependent from changing technology. He skilfully combined advantages of what was before called the Polish poster school with profound knowledge and skillful use of digital technology. A bilingual, Anglo-Chinese publication issued in 2004 on the initiative of the Chinese authors and the publisher China Youth Press gives an insight into his didactic methods. It's an outstanding book, both because of its singular concept and its unique layout. It is an example of the inchoate mutual interpenetration of Polish and Chinese cultures. It is possible to read and watch it in a twofold way. It opens with the quotation from the Master, Henryk Tomaszewski: “In the international orchestra of graphic artists Professor Mieczysław Wasilewski plays flute and ocarina”. In her short comment Danuta Wróblewska caught the essence of Wasilewski's achievement as the “laboratory of the intelligent thinking”. And the contribution of Wasilewski's peer and a graphic artist as himself, Wiesław Rosocha, takes the shape of a humorous panegyric, in which he says:
“A companion worth of taking short-cuts with, a hand with the head. In spite of appearances, he does not divide the world into black and white. He keeps testing our eye and our intellect. His last drawings are like a review of a series of beautiful goals shot with his head. Fanfare, please!”
Description of Wasilewski's personality would never be complete without mentioning the quality of his cognitive curiosity, close to that of the peoples of the Far East. He held his calligraphy workshop, an “union between the letter and the image”, for one year only, deputising for another teacher. Nevertheless it was imprinted in the memory of two of his students, today eminent graphic artists, Dariusz Bryl and Robert Manowski. When asked, they equivocally recalled what they learnt twenty years ago: “We practised writing with use of a stick and other similar instruments known to other civilisations.” Surprisingly enough Dariusz, so open to external influence, remembered his Professor's virtue: “a restrained man, which is so rare today” - he says.
The essence of teacher's work in a globalised world, Wasilewski used to say, relies on finding a reasonable balance between the tradition and the new technology. Guessing from the careers of his graduates, this method passed the test. Reviewing the second part of the said book, we become familiar with the way of thinking of his students. They are mostly individualists representing elaborate workshops, a plethora of solutions and proposals and languages of communication. Agata Bogacka, Katarzyna Stanny, Aneta Szeweluk, Marcin Władyka, Mateusz Rakowicz and Ola Ubukata from Japan are the most prominent of them. Interaction with them demonstrates the qualities of their generation, of extreme interest to a sociologist or a specialist in the study of culture. Observing to what extent their own studying as well as their masters' works in graphic art permitted them to widen the field of expertise of the next generation's leaves me with nothing but genuine admiration for their teacher – a restrained wise man.
Pupils do not follow their teachers' paths, they choose their own. Sometimes these include elaborate forms of drawing, photographic creation, advertisements or animation, and sometimes they focus on painting, movies and complex reproduction technologies. This phenomenon can be called “climbing the mountain of self-reliance”. Young people find their own ways with relative efficiency, and become recognized and appreciated by the “stardom market”. They act individually, sometimes they stick together in teams resembling the famous Lewitt-Him of 1930s.
A generation of enthusiasts, dreamers, visionaries, to whom the ideal of beauty of the late 20th century avant-garde keeps on going. Still active, admired and respected, they convey their youthful graphic gestures to their followers. The new landscape of the new century opens new horizons. Nothing ends... hic transit gloria mundi.
Collapse